W pensjonacie Lipka, rano o ósmej zdjęliśmy śniadanie, podane przez już wypoczętą i umalowaną kelnerkę. Śniadanie z karty, skromne ale dobre. Pakowanie szpejów na maszyny i w drogę – kierunek Satu Mare, Rumunia.
Droga przez Słowację, a szczególnie w jej południowej części, nudna jak flaki z olejem, same pola, proste drogi i w każdej wiosce na wjeździe tablica z kontrolą prędkości.
Często wyświetlało się na niej słowo: pomaly 🙂 Ale zwalnialiśmy. Wjazd do Węgier przez wąska drogę, przez mostek. Węgry też nudne, ale więcej zieleni przy drodze.
Zajechaliśmy na małą stację zatankować benzynę. Andrzej miał problem z realizacją swojej karty. W sumie się nie dziwię, za paliwo przyszło zapłacić ponad 5 tysięcy … forintów 🙂 Węgierski terminal odrzucił, a bank zabrał z konta. Po telefonie do obsługi banku i kolejnej próbie na terminalu – transakcja się powiodła. Na stację zajechało sporo motocykli z Polakami, też jadącymi do Rumunii. Same GSy i jeden rodzynek – Transalp 700. Upał – cały czas prawie 40 stopni.
Dojechaliśmy w końcu do granicy węgiersko-rumuńskiej w Petea. Koreczek. Sprawdzają dokumenty. Stoimy za busami, lawetami. Z tyłu dojeżdża grupa motocyklistów ze stacji benzynowej. Wciskamy się jak możemy, aby przejechać jak najszybciej granicę. Upał. Kontrola dokumentów i droga wolna.
Rumunia ! Kraj moich marzeń motocyklowych – jest !
Na pobliskiej stacji wymieniamy Euro na Leje, tankujemy wodę. Na stacji, przed wejściem leżały psy. Tak, te rumuńskie, osławione, bezdomne psy, co to każdego muszą obszczekać. Mnie oczywiście też obleciały. Jedziemy dalej, by za kilkanaście km wjechać do sporego miasta Satu Mare. Jesteśmy głodni i zmęczeni. Przejechaliśmy około 270km, to około 5h jazdy, gdzie żar buchał w nas niemiłosiernie.
Szukamy dobrej knajpy z lokalnym jedzeniem. Żonka wyguglała jakiś hotel **** z restauracją i ponoć dobrym węgierskim jedzeniem. Hmmm nie stać nas 😉 Szukamy dalej. Na placu spotkaliśmy znów naszych motocyklistów. Zatrzymaliśmy się przy nich i poszliśmy zjeść … pizze.
Byłem tak głodny ze pizza smakowała mi wyśmienicie J Kelnerka nie ogarniała mojego angielskiego i nie mogłem się z nią dogadać, jakie to ja chce sosy. Dostałem keczup, majonez. Potem dopiero doszła, że chodzi mi o sos pomidorowy 🙂
2 pizze – 37RON – to jest około 17 PLN za pizze. W miarę tanio.
Pojedli, popili – jadą dalej. Kierunek Bukowina. Gdzieś poszukamy noclegu. Ale po drodze było miejsce, które każdy odwiedzający Rumunię na pewno widział – Sapanta i Wesoły Cmentarz.
Sapanta i Wesoły Cmentarz
Lokalizacja typowo turystyczna. Stragany, cazare (pokoje), dużo turystów, w tym z Polski. Cmentarz bardzo kolorowy z przewagą niebieskiego. Duży kościół. Nie wchodziliśmy do środka.
Podeszła do nas turystka z Polskiej wycieczki. Chciała zrobić zdjęcia naszym maszyną. Jej syn też jeździ na motocyklu. Zajechaliśmy od tyłu cmentarza. Andrzej odpalił drona, ja wlepiłem wlepkę. Zrobiło się późno, godz. 20 ta – a my bez noclegu. Booking i szukanie. Znalazłem kwaterę w Syhot Marmaroski (Sighetu Marmației) całe 108 RONów – jedziemy.
Pod domem zjawiamy się około 21szej. Miły gospodarz prosi o 10 min na przygotowanie pokoju. No problem, jedziemy więc do jakiegoś sklepu po zaopatrzenie. Piwko, kiełbasa, buła. Wracamy na nocleg. Pokój trochę w klimacie sowieckim, a po drugiej stronie ulicy warczy lokomotywa, ale jest OK. Pobieramy kąpiele, jemy i spać. O ósmej śniadanie.