Przygotowania

Już za 2 dni wyjazd motocyklem do Rumuni. Trwają opieszale przygotowania. Co mam, a co jeszcze zakupić na wyjazd ? Jak zawsze będę się pakował za pięć dwunasta 😉 I czy ja to wszystko pomieszczę ?

Plan podnóży na pierwsze dni. Wyjazd w sobotę o ósmej rano. Kierunek granica ze Słowacją, Bardejov i nocleg w Stredisko Lipka. W niedzielę kierunek Rumunia i Satu Mare. Nocleg albo pod namiotem, gdzieś na dziko albo kemping.

Pogoda zapowiada się, że pot po … siodle 🙂

Dzień 1 – Sobota – Wyjazd

Licznik ODO: 53335

Około godz. ósmej, pod nasz dom podjechał Andrzej na swoim litrowym Varadeo z pokaźnymi, nowymi kuframi.

Zamieniliśmy kilka uwag, pożegnanie z żonką i w drogę.

Droga Autostradą do Łodzi, potem Częstochowa, Autostrada A4 pod Krakowem i kierunek na przejście graniczne ze Słowacją – Barwinek – Vyšný Komárnik.

Wcześniej Andrzej wyczaił o miejscu, gdzie na polach stoją czołgi z II Wojny Światowej. Mamy czasu to jedziemy zobaczyć. I tak blisko noclegu.

Miejsce bardzo ciekawe i urocze. W 1944 roku radzieckie wojska pancerne wkroczyły do Czechosłowacji, gdzie w dolinie napotkały na zasadzkę niemieckich tygrysów. Doszło tam do zaciekłych walk. Ostatecznie radzickie T34 pokonały Tygrysy. Miejsce to nazwano Doliną Śmierci.

Na polach stoją czołgi. Miejsce to stanowi teraz muzeum pamięci tamtych czasów.

Więcej informacji o Dolinie Śmierci ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolina_%C5%9Amierci_(Beskid_Niski) )

Wieczorem przyjazd do pensjonatu Lipka. Pensjonat Lipka ( http://strediskolipka.sk ) 37Euro za 2 os. pokój ze śniadaniem

Na dobry wieczór, umęczona obsługą jakiejś imprezy rodzinnej, kelnerka, podała nam 2 piwka z nalewaka. Wprowadziła nasze dane z dow. osobistych do księgi meldunkowej, wydała klucz do pokoju.

Na miejscu kończyła się jakaś impreza rodzinna. Wszyscy byli ubrani na biało.

Piwko, kąpiel i spać. Jutro kolejne kilkaset km w upale. Ale fajnie jest.

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 2 – Niedziela

W pensjonacie Lipka, rano o ósmej zdjęliśmy śniadanie, podane przez już wypoczętą i umalowaną kelnerkę. Śniadanie z karty, skromne ale dobre. Pakowanie szpejów na maszyny i w drogę – kierunek Satu Mare, Rumunia.
Droga przez Słowację, a szczególnie w jej południowej części, nudna jak flaki z olejem, same pola, proste drogi i w każdej wiosce na wjeździe tablica z kontrolą prędkości.
Często wyświetlało się na niej słowo: pomaly 🙂 Ale zwalnialiśmy. Wjazd do Węgier przez wąska drogę, przez mostek. Węgry też nudne, ale więcej zieleni przy drodze.
Zajechaliśmy na małą stację zatankować benzynę. Andrzej miał problem z realizacją swojej karty. W sumie się nie dziwię, za paliwo przyszło zapłacić ponad 5 tysięcy … forintów 🙂 Węgierski terminal odrzucił, a bank zabrał z konta. Po telefonie do obsługi banku i kolejnej próbie na terminalu – transakcja się powiodła. Na stację zajechało sporo motocykli z Polakami, też jadącymi do Rumunii. Same GSy i jeden rodzynek – Transalp 700. Upał – cały czas prawie 40 stopni.
Dojechaliśmy w końcu do granicy węgiersko-rumuńskiej w Petea. Koreczek. Sprawdzają dokumenty. Stoimy za busami, lawetami. Z tyłu dojeżdża grupa motocyklistów ze stacji benzynowej. Wciskamy się jak możemy, aby przejechać jak najszybciej granicę. Upał. Kontrola dokumentów i droga wolna.

Rumunia ! Kraj moich marzeń motocyklowych – jest !

Na pobliskiej stacji wymieniamy Euro na Leje, tankujemy wodę. Na stacji, przed wejściem leżały psy. Tak, te rumuńskie, osławione, bezdomne psy, co to każdego muszą obszczekać. Mnie oczywiście też obleciały. Jedziemy dalej, by za kilkanaście km wjechać do sporego miasta Satu Mare. Jesteśmy głodni i zmęczeni. Przejechaliśmy około 270km, to około 5h jazdy, gdzie żar buchał w nas niemiłosiernie.
Szukamy dobrej knajpy z lokalnym jedzeniem. Żonka wyguglała jakiś hotel **** z restauracją i ponoć dobrym węgierskim jedzeniem. Hmmm nie stać nas 😉 Szukamy dalej. Na placu spotkaliśmy znów naszych motocyklistów. Zatrzymaliśmy się przy nich i poszliśmy zjeść … pizze.
Byłem tak głodny ze pizza smakowała mi wyśmienicie J Kelnerka nie ogarniała mojego angielskiego i nie mogłem się z nią dogadać, jakie to ja chce sosy. Dostałem keczup, majonez. Potem dopiero doszła, że chodzi mi o sos pomidorowy 🙂
2 pizze – 37RON – to jest około 17 PLN za pizze. W miarę tanio.
Pojedli, popili – jadą dalej. Kierunek Bukowina. Gdzieś poszukamy noclegu. Ale po drodze było miejsce, które każdy odwiedzający Rumunię na pewno widział – Sapanta i Wesoły Cmentarz.

Sapanta i Wesoły Cmentarz
Lokalizacja typowo turystyczna. Stragany, cazare (pokoje), dużo turystów, w tym z Polski. Cmentarz bardzo kolorowy z przewagą niebieskiego. Duży kościół. Nie wchodziliśmy do środka.
Podeszła do nas turystka z Polskiej wycieczki. Chciała zrobić zdjęcia naszym maszyną. Jej syn też jeździ na motocyklu. Zajechaliśmy od tyłu cmentarza. Andrzej odpalił drona, ja wlepiłem wlepkę. Zrobiło się późno, godz. 20 ta – a my bez noclegu. Booking i szukanie. Znalazłem kwaterę w Syhot Marmaroski (Sighetu Marmației) całe 108 RONów – jedziemy.
Pod domem zjawiamy się około 21szej. Miły gospodarz prosi o 10 min na przygotowanie pokoju. No problem, jedziemy więc do jakiegoś sklepu po zaopatrzenie. Piwko, kiełbasa, buła. Wracamy na nocleg. Pokój trochę w klimacie sowieckim, a po drugiej stronie ulicy warczy lokomotywa, ale jest OK. Pobieramy kąpiele, jemy i spać. O ósmej śniadanie.

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 3 – Poniedziałek

Do pokoju przynosi nam śniadanie żona (cudza). Śniadanie znów skromne, ale jest kawa.
Pakowanie, pogaduchy i dalej w drogę. Kierunek Bukowina i polska wieś Kaczyki.
Około 12tej przejeżdżamy przez Borsa i głodniejemy. Zatrzymujemy się gdzieś w centrum, stawiamy motocykle na placu i udajemy się do knajpy zjeść cos lokalnego. W Teresa Aloha (https://goo.gl/maps/uH2afVYTDr85DTLC6) jemy Mici z musztardą i frytkami. Dobre, ale dupy nie urywa.
Dalej drogą nr 18. Zaczynają się piękne widoki i serpentyny. Zatrzymujemy się przy klasztorze Mănăstirea Prislop. Piękne widoczki. Znów spotykamy poznaną w Sapańcie turystkę z Polski. Opowiadam nam co jest w Kaczykach i też tam będą zwiedzać kopalnie soli.
Z parkingu widać fajne szutrowo kamieniste dróżki. Jedziemy zagłębić się w dzikość.
Po przejechaniu kilku km słyszę w interkomie Andrzeja szczęśliwego, że leży. Jadę do niego więc w pośpiechu. Gaz na kamieniu – leżę i ja. Za chwile słyszę, że od podniósł swój sprzęt i że zbliża się do mnie jakaś terenówka. Słyszymy się ale nie widzimy. Terenówka zatrzymuj się i patrzy jak kolejny koleś podnosi swoje moto. Postawiłem na koła, odpaliłem i przejechałem aby Austriacy mogli też przejechać. W miejscu tym była świetna lokalizacja na spanie na dziko pod namiotami. Decydujemy ze zostajemy, ale trzeba podjechać do jakiegoś sklepu po zaopatrzenie na taką cudowną noc.
Wracamy na asfalt i jedziemy na spotkanie sklepu. W międzyczasie robi się pochmurnie i deszczowo. Rezygnujemy z namiotów. Zatrzymujemy się na ubranie strojów nieprzemakalnych. Po paru km zaczyna padać, potem już lać. Zalewa drogi. Lezą jakieś gałęzie. Ja już nic nie widzę, ani nawigacji, ani drogi – ino Andrzejowe czerwone światełko motocykla. Dojeżdżamy do jakiegoś rozjazdu. Trzeba sprawdzić nawigację na telefonie. Leje więc chowam się w drewnianym przystanku.
Jedziemy w prawo, co później okazało się złym kierunkiem bo i tak tędy wracaliśmy po zrobieniu zakupów w mieście Vatra Dornei, Przestało padać. Jedziemy do Kaczyka.

Kaczyka (Cacica)
Wjeżdżamy do tej małej mieścinki z 3 kościołami różnej wiary. Szukamy noclegu Na końcu wioski pytamy nauczyciela matematyki. Schodzą się jacyś ludzie, ktoś gdzieś dzwoni. Nagle pewna Rumunka podaje mi swój telefon i w głośniku słyszę – dzień dobry, szukacie noclegu? To zapraszam do nas. Po instrukcji jak dojechać – dojeżdżamy i widzimy czekającego na nas Roberta.
Dojechaliśmy do agroturystyki gdzie mieszka polska rodzina Cehaniuc. Ich bytność na tych ziemiach sięga 200 lat, za sprawą pracy w kopalni soli. Pradziadek Roberta urodził się w Polsce.
Więcej o historii polskich rodzin i ich obecnym życiu w linku ( https://sites.google.com/site/poloniawrumunii/ )
Uzgadniamy cenę (10E za osobę ze śniadaniem), rozpakowujemy się i jednocześnie rozmawiamy z Robertem, synem gospodyni Pani Krystyny, który bardzo dobrze mówi po Polsku. Jest nauczycielem WFu w szkole. Hoduje króliki, ma żonę i 2 dzieci.
Poznajemy jeszcze turystów z Rybnika. Rozpijamy zamówioną palinkę, wieczór spędzając na rozmowach, głównie z Robertem.
Dziś zrobiliśmy około 300km

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 4 – Wtorek

Na śniadanie o ósmej zapraszani jesteśmy do pokoju w domu Pani Krystyny. Pakujemy się, żegnamy, specyficznie rozliczamy i jedziemy w kierunku jeziora i tamy Bicaz.

W kierunku Bicaz wybieram drogi mniej uczęszczane. Natrafiamy na drogę DJ177A. To była 30kilometrowa męka. Mieszanka betonowych płyt, gruzu, asfaltu, dziur. Prędkość 30km/h. Tu Andrzej stwierdził, że jego tylny amortyzator podziękował za wycieczkę. Do Polski zajechał tylko na sprężynie. Troszkę go kolebało. Gdzieś przy główniejszej już drodze, zatrzymaliśmy się w miasteczku w przydrożnym sklepie warzywniaku przekąsić co nie co i się zatankować. Dziewczynka z warzywniaka dostała ode mnie wlepkę – nie wiedziała o co chodzi – ale jej uśmiech był bezcenny. Pogoda w kratkę – słońce upał i deszcz. Raz się ubieramy raz rozbieramy. Po ponad 5 godzinach jazdy docieramy do Tamy Bicaz. Tam odpoczynek, dron, zdjęcia. Znów piękne widoki.

Wąwóz Bicaz
W drodze do wąwozu w Bicaz, zagadany przez Andrzeja źle skręcam i troszkę nadrabiamy drogi. Wąwóz ? Coś pięknego. Wąska droga, pionowe skały, rwąca rzeka. Przejeżdżamy  go 3 razy, robiąc zdjęcia i film z drona. W bookingu szukam noclegu. Znajduje i potwierdzam Muskátli Panzió w mieście Gheorgheni. Jest to duża węgierska restauracja z pokojami. 108 zł za pokój bez śniadania. Jak zajechaliśmy było przed 21szą. Zrobiliśmy poruszenie naszą wizytą. Dwóch przystojniaków na motocyklach, wśród młodej kelnerki i dwóch starszych pań kucharek. Kelnerka do pokoju przyniosła nam 2 zimne piwa. Od ręki kazała zapłacić 10 Lei. Wykonaliśmy toast palinką, za już odbytą i dalszą podróż i zalegliśmy zmęczeni w łózkach.
Śniadanie sobie kupiliśmy. Zjadłem wielką ogromną jajecznicę zwaną w karcie omletem.
( https://goo.gl/maps/MNcPTaNNf5BGzmMS9 )

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 5 – Środa

Jedziemy zdobyć Transalpinę.

Droga była długa i gorąca. Około godz. 15tej przerwa na obiad w knajpie Rustiq (Sântimbru). Wzięliśmy tradycyjne: micu i mamałygę. Dużo tej mamałygi, za dużo. Dojechaliśmy do Sebes po ponad 4h. Tankowanie i wjazd w drogę 67C Transalpinę. Piękne góry, piękne zakręty i piękne widoki. Trudno to opisać słowami. Widoczki i nagle zrobiło się bardzo późno.

Jest prawie 21sza. Andrzej w sklepie kupuje mokry i suchy prowiant, ja szukam noclegu. Booking i bach jest: Călimănești – Villa Turnul. 108 zł za pokój. Jedziemy. Zgodnie z Google podejrzewamy pod Villę. Ciemno. Na ulicy duży ruch. Tiry. To jakaś droga tranzytowa. Pukamy, walimy, nikt nie otwiera. Dzwonię na podany telefon – cisza. Idę 90m dalej bo tak pokazuje google maps. A tam jakaś rudera zamknięta, chyba do sprzedania. Idę dalej w ciemnicę, wielki dom – ale jakiś slams. Wracam. Andrzej pojechał kilkaset metrów dalej rozpytać kogoś o ten nasz nocleg. Jakiś gościu powiedział mu że już nie ma. Jedziemy dalej zapytać jak się dostać do naszej Villi. Podjeżdżamy 600m dalej do dużego Hotelu Central. Wchodzę do recepcji, pytam. Pani sprawdza i okazuje się że widzi moją rezerwacją, muszę tylko zapłacić 120 RON i dam nam klucze do pokoju w Villi. Ale ja przecież rezerwowałem nie w hotelu tylko w villi. Kobitka nie kuma po angielsku. Sprowadza człowieka z którym jakoś się dogaduje. Okazuje się że recepcja znajduje się w Hotelu Central, a lokum jest tam gdzie rezerwowałem, Villa Turnul. Że ja jeszcze nie zapłaciłem tylko zarezerwowałem (żonka mi sprawdziła). Naliczyła mi 124 RONy, a booking pokazuje 120 – pokazuje, tłumaczę … OK oddali 4 ichniejsze pieniążki. Mogli napisać kartkę – napisali ale po rumuńsku. Ehhh. Trochę było zmarnowanego czasu i nerwów. Ale Andrzej już wyczaił miejsca na namioty w pobliskim parku 🙂
Wnosimy manele na górę, palinka i spać.
Dziś pyknęło około 470 km – cały dzień w drodze.

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 6 – Czwartek

Dowiadujemy się z mesendżera od Tych co byli… ze trasa nadal zamknięta. Od południa do szlabanu, od północy do tunelu. Atakujemy Transfagarasan od południa. Dokąd się da dojechać.
Droga jak zawsze przyjemna, ale gorącz z nieba. Dojazd  w góry drogą 7C od miasteczka Curtea de Arges troszkę prosty i nudny … do pierwszej serpentyny. Potem zaczynają się podjazdy, że aż w uszach pyka. Stromo i kręto. Agrafki przepiękne.

Jezioro i tama Vidraru. Krótki odpoczynek na zdjęcia, drona i dalej w górę. Zakręty w prawo, w prawo, w lewo, w prawo i tak bez końca. Aż za lewym, ostrym zakrętem, tuż przy drodze, na mini polance widzę coś włochatego i brązowego. Niedźwiedź ! Zatrzymaliśmy się. Był młody nie za duży. Grzebał w konarze, szukał jedzenia. Potem na obwąchiwał z daleka, w końcu się położył i tak leżał.  Gotowi na błyskawiczny odjazd, bieg pierwszy włączony, palce na klamce sprzęgła wieźliśmy się za filmowanie i dokarmianie zwierzaka. Andrzej rzucał mu chleb i filmował z kamerki na kasku, ja wyjąłem podręcznego iphona i włączyłem nagrywanie. Wrażenia były niesamowite. Takie były te wrażenia, że nagrywałem ale nie włączyłem kamerki J – no cóż – ale jest miś na zdjęciach i kamerze Andrzeja.

Dojechaliśmy do końca drogi. Dalej szlaban i zakaz wjazdu prawny jak i fizycznie by się nie dało. Zajechaliśmy na parking pod schronisko. Andrzej dronował, ja przykleiłem wlepkę na szlaban. Popatrzeliśmy na widoki, stado baranów, coś zjedliśmy na bujaczce. Zaczęło padać. Wracamy znów agrafkami w dół, aby dostać się na drogę w kierunku Sibin. Trasę trzeba wszak pokonać od północy. Jedziemy i z za każdej góry czyha na nas wielka czarna chmura z ulewnym deszczem. Patrzymy na nawigację i widzimy że się uda, mamy dobry kierunek. Leje raz z prawej, raz z lewej, ale nigdy na nas. Jest dobrze. Na stacji tankujemy, przekąszamy ja szukam noclegu.

Trafiam na apartament w promocji za 120 Lei – wygląda świetnie –  jedziemy. Wieczorem docieramy do Cisnădie i Heltau Aparments. (https://goo.gl/maps/yEkh8FoAD4z8NyPK6

Wjeżdżamy do tego miasteczka blisko Sibin – jest zadziwiające inne niż wszystkie miasteczka Rumuńskie które dotąd widzieliśmy. Jest bardzo czysto, jeżdżą dobre samochody. Jakby niemiecki ład skład i porządek. Podjeżdżamy pod starą kamienicę i dzwonię do właściciela powiadomić, ze jesteśmy. Przychodzi miły gość i pokazuje nam lokal. Jest ciemno w całej dzielnicy bo awaria prądu – witamy w Rumuni – powiada. Jeszcze zaliczamy pobliski sklep. Wjeżdżamy motocyklami za bramę na wąski usłany kocimi łbami dziedziniec.  Przy latarkach oglądamy apartament. Jest piękny, duży, po remoncie. Gramolimy się znów na górę z tobołami. Rozmawiamy z gospodarzem. Częstuje nas piwem. 

Dowiadujemy się że Cisnădie, to miasto w którym mieszkają potomkowie Saksonów. Dlatego tak czysto. Dom, w którym mieszkamy ma 115 lat. Piękne miejsce.

Dziś zrobione prawie 300 km

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 7 – Piątek

Znów wstajemy za późno. Kawa, pakowanie i przed godziną 10 tą wyjazd. Do 10 tej musimy zwolnić miejsce w bramie. Dziś kierunek Transfăgărășan od strony północnej.

Mijamy urocze wioski. W tej okolicy są czyste i zadbane, kwiatami przydomowe ogródki usłane. Na stacji Lukoil spotykamy grupę motocyklistów ze Śląska. Jeden z nich jeździ od 20 lat na tej samej Hondzie, a tablice rejestracyjną ma jeszcze starą  – czarną. Po niedługiej pogawędce i zatankowaniu, kierujemy się w góry.
Pierwsze kilometry to prosta droga, dopiero po jakimś czasie zaczyna się stromo i kręto. Widoki przepiękne, droga kręta. Wspinamy się coraz wyżej. Robi się coraz mniej drzew a więcej skał przestrzeni. Zaczynają  się ostre serpentyny, a na drogach pojawia się zalegający śnieg i zaspy. Po około 40 km dojeżdżamy do Jeziora Balea. Dalej droga zamknięta. Przed nami tunel a przednim zapora ze śniegu. Dotarliśmy do celu.
Jest chłodno 17 stopni i zaczyna siąpić deszcz. Wysokość 2015 mnp.
Jest  sporo motocyklistów, każdy się zatrzymuje i robi zdjęcia. Robimy focie i my.
Śnieg, wysokie skaliste góry, w dole w dolinie, mgły – robi to wszystko obłędne wrażenie. Podjeżdżamy  pod schronisko, tam w strawimy motocykle pod zadaszenie by woda się nie lała i na paletach rozbijamy nasz mini obóz. Czas na zupki, kawę…
Andrzej wyciąga drona i lata po okolicy. Ja udaję się nad jezioro by pokazać się żonie w kamerze on-line. Widzi mnie, ale takiego małego 🙂 Pojedli, posiedzieli, popatrzyli – czas wracać w dół, a w górę mapy – do domu. W drodze w dół, znów piękne widoki. Ustawiam nawigację na dom i jedziemy. Jak będzie wieczór szukamy noclegu.

Jedziemy drogami różnymi, trochę autostradą, krajowymi i bardzo lokalnymi. Widoki różne. Na początku pagórkowate, bardziej na północ robi się płasko.
Autostrada Transylwania – mały ruch, widoki piękne. Zmierzamy w kierunku Kluż-Napoka. W miejscowości Cartierul Tera robimy zakupy w Karfurze i szukam tym razem jakiegoś kempingu. Jest blisko, tylko 11km. Dojeżdżamy do  Mănăștur przed Kluź-Napoka, lekko pod szutrową górkę i mamy wjazd na kampnig.
Negocjujemy cenę, bo coś za drogo koleś sobie życzy – dogadujemy się i rozstawiamy namioty. W końcu upragnione namioty. Plan był aby w całej Rumunii spać pod namiotem na dziko – a wyszło jak zwykle 🙂 
Camping Colina ( https://goo.gl/maps/b78QVFKQjvMTuJf66 ), wszytko co potrzeba, Wifi, kibelki i prysznice … jest OK.
Kolację, piwko i kabanosy jem z żoną przy transmisji video  🙂 Andrzej już śpi, ja się dopiero układam do snu.

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 8 – Sobota

Poranek. Wstajemy, toaleta, pakowanie maneli i dalej w drogę. Po drodze jeszcze Karfur. Jedzenie i picie na drogę. Zakupuje lokalne winka dla żony, bo gustuję kobieta i kierunek Polska. Jedziemy non stop z przerwami na tankowanie.

Za Satu Mare – żegnam się z naszą Rumunią, wymieniając resztę Lei na Euro i jedziemy na przejście graniczne z Węgrami. Upał straszny a musimy stać w tym słońcu bo jakiś zator. W kolejce za mną turyści z Polski. Okazało się, że też mieli Trampka i byli kiedyś na nim w Rumunii. W końcu kontrola mojego dowodu osobistego przez pogranicznika, który oddając mi dokument powiedział ładnie ‘do widzenia’ 🙂
Jedziemy dalej. W Węgrzech chyba złapały nas fotoradary – ale to się okaże czy przyjdzie “kartka” od naszych bratanków 😉  Słowacja, nuda. Zajeżdżamy na stację paliw. Robi się ciekawie, bo idzie solidna burza. Jesteśmy już zmęczeni. Nie mamy zaplanowanego noclegu, więc Andrzej znajduję agroturystykę gdzieś po trasie.  Na wszelki mokry ubieramy gumiaki na siebie i jedziemy dalej. Burza idzie bokiem, ale troszkę pada. Wjeżdżamy w rejony mocno pagórkowate i w końcu robi się ładnie, krajobrazowo choć deszcze czasami pada.
Przelatujemy przez przejście graniczne w Barwinku. Jedziemy przez piękne rejony Dukli, Krosna, Rzeszowszczyzny, Kolbuszowej… Witaj piękna Polsko !

Wcześniej w nawigację wbiłem to co znalazł Andrzej – Agroturystyka Borek ( https://goo.gl/maps/Q3moXpZJhdR9PHuY6 ). Zmęczeni, po przejechaniu ponad 580km, 9 godzin jazdy, po godzinie 20 tej dotarliśmy na miejsce..

Mili gospodarze. piękne ciche miejsce. Rozmowy, Andrzej dronuje. Mamy bardzo tanie pokoje w remontowanym domu. Nam wystarczy aby się wyspać.

Wordpress Gallery Plugin Free

Dzień 9 – Niedziela

Poranek, śniadanie na dworze, kawa, pakowanie, pożegnanie i po ósmej w drodze –  kierunek dom. Jedziemy, tankujemy i jedziemy. Wpadamy na trasę Grójec Sochaczew. Na stacji paliw Andrzej umawia się z kuzynem, który w Sochaczewie ma do nas dołączyć na swoim ścigaczu. Od Sochaczewa jedziemy razem.

Nowe Grabie. Podróży naszej kres. Żegnamy się i dziękujemy sobie za świetnie spędzone 9 dni. Jeszcze 700 metrów i żona czeka w domu.

Koniec mojej wymarzonej wyprawy do Rumunii.

Podsumowanie

Gdy marzyłem by mieć motocykl, Rumunia była dla mnie abstrakcją w kontekście wyprawy motocyklowej.
Gdy już miałem motocykl, Rumunia zawitała do moich marzeń.
Gdy zacząłem marzyć, to zacząłem czytać o Rumunii, potem “ją” planować.
W końcu znalazł się rok, czas i człowiek, który chciał, a ja z nim, wspólnie odbyć tą podróż.

Andrzej, wielkie dzięki !

Dziękuję mojej kochanej żonie za wielkie wsparcie przed, w czasie i po podróży. Dziunia, kocham Cię!

Co był zmienił w przyszłych wyjazdach?
– mniej godzin dziennie na motocyklu, aby więcej czasu było na znalezienie dobrej knajpki z jedzeniem i więcej czasu na przebywaniu na miejscu.
– wcześniejsze planowanie dzikiego miejsca na nocleg pod namiotem

Podsumowanie takie statystyczne… to tak z grubsza, bo nie liczyłem w szczegółach.
Średnie spalanie: 5,56 l/100km
Kupionych litrów paliwa: 209l
Średnia cena za litr około: 5,3 PLN
Na paliwo poszło około 1100 PLN
Uszkodzenia: oderwana blacha od stopki i zaczep od barana 😎
Poza tym Trampek szedł jak burza – nie musiałem otwierać toreb narzędziowych. Nawet jednej trytytki nie zużyłem – co mnie cieszy.

Moja grupa na fejsie Banan Trip
https://www.facebook.com/groups/banantrip/

No i na koniec, dla wytrwałych czytaczy, wisienka na torcie, a mianowicie film utworzony przez Andrzeja z naszej wyprawy. Jet to zajawka dłuższego reportażu, który powstawał będzie w czasie długich, jesienno-zimowych wieczorów Andrzeja. ( Już nie będę się wkurzał, że się ciągle zatrzymywałeś na kamerowanie 🙂 )

Rumunia 2019 (Trailer) by Andrzej

Rowerami na Czarnej Górze

Urlop z żoną w sierpniu rozłożony na 2 etapy. Pierwszy to wyjazd do ApartHotelu Czarna Góra w Siennej pod Czarną Górą w masywie Śnieżnika. Drugi to wczasy w siodle na Ranczo u Noego. Link.

Rowery zapakowaliśmy do środka Peugeota aby się nie kurzyły 🙂 i z Maćkami pojechaliśmy w Sudety. Plan był ambitny – jazda rowerami po górach z minimalnym przygotowaniem kondycyjnym 🙂

Hotel OK. Pokój a’la apartament. Śniadania pod górkę ale do wyboru i koloru.

Plan:
– pojechać wyciągiem Luxtropeda na Czarną górę i zjechać rowerem downhilem – trasa mega łatwa – Milky Way
– pojeździć singieltrackami
– zdobyć Śnieżnik
– wejść do kopalni uranu
– odwiedzić Góry Stołowe i Błędne Skały

cdn…